piątek, 20 marca 2015

XXVI

Nie mogłam spać ani jeść. Po prostu siedziałam na łóżku, wszystko wydawało się takie szare, takie nijakie. Zasłoniłam mój odkryty sufit, zgasiłam wszystkie światła i jeszcze bardziej przykryłam się kołdrą. Dlaczego wszystko musi być takie trudne?
Uderzyłam kilka razy delikatnie głową o zagłówek. Dlaczego?
Zjadłam opakowanie mlecznej czekolady, włączyłam playlistę smutnych piosenek, które tak kochałam.
Nic z tego. Nie było mi ani o jotę lepiej. Chciałam płakać ale coś mnie blokowało. Czułam się taka sucha. Jakbym nie żyła. Podniosłam się leniwie i wyciągnęłam moją starą, dobrą koleżankę. Cudownie, znowu żyletka.
Tak dawno się nie widziałyśmy, tęskniłaś?
Wyszeptałam odwijając ją z białej tasiemki. Położyłam ja na pościeli i tylko tak na nią patrzyłam. Ja na pewno za nią nie tęskniłam. Nie używałam jej odkąd zobaczyłam poharatane plecy Mika. Kim ja jestem? Kim się stałam? Zdecydowanie za dużo myśli krążyło mi o głowie, niemalże czułam jak wylewają się one przez moje ucho i z hukiem spadają na podłogę.
Przeciągnęłam ostrzem po skórze na lewym nadgarstku. Nie było jak kiedyś, to były zdecydowane ruchy. Krew wypływała spokojnie, kreska za kreską zalałam białe prześcieradło. I nic. Bez żadnych uczuć przetarłam papierem rękę i wszystko posprzątałam.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu, podeszłam do biurka i spojrzałam na ekran. Mike. Odrzuciłam połączenie, przecież nie mogłam po czymś takim z nim rozmawiać, tak normalnie poszłam spać.

Budzik zadzwonił jak zawsze o taj samej godzinie. Wyszykowałam się do szkoły i zjadłam śniadanie. Ręka mnie bolała bardziej niż poprzedniego dnia, mogłam to przewidzieć. Wyszłam wcześniej, jeszcze zanim Stefan się obudził.
Na dworze było pięknie. Nie mogłabym opisać co najbardziej mi się podobało. Mroźne powietrze otarło się o moje policzki ale patrząc w górę zauważyłam przebijające się przez chmury słońce. Drzewa kołysały się na boki. Było bardzo cicho, w uśpieniu trwało całe miasto, tylko co jakiś czas w oddali słyszałam szczekanie psów. Trawa była okryta szronem i skrzypiała jak stawiałam kroki.
Warto było wyjść o tej porze z domu żeby poczuć coś takiego niesamowitego, żeby zobaczyć jak budzi się całkiem nowy, niezapomniany dzień.
Teraz pomyślałam o jedynym w moim życiu prawdziwym chłopaku, zapragnęłam go zobaczyć, usłyszeć jego słodki głos. Ale nie usłyszałam jeszcze przez najbliższe półtorej godziny.

Włożyłam czarny, bawełniany sweter na mundurek. To była moja ostatnia deska ratunku w obecnej sytuacji. Los mi sprzyjał bo żaden nauczyciel w żaden sposób nie zareagował, dobrze.
- Czemu jesteś taka zgaszona? - spytał Mike stojący za mną.
- Mogę się do ciebie przytulić? - tak bardzo się ucieszyłam, że nareszcie to zauważył. Nie wydawał się zbyt przepełniony emocjami i skinął potakująco głową.
Objęłam go w pasie i przycisnęłam policzek do jego torsu. Był taki ciepły, marzyłam o tym momencie cały dzień, wreszcie odnalazłam spokój.
Nie mam pojęcia dlaczego i kiedy zaczęłam płakać. Tak wtulona w niego zaczęłam ryczeć.
- Hej! Co jest? - odsunął mnie od siebie delikatnie nadal trzymając mnie za ramiona. - Co się stało?
Zadrżała mi dolna warga i powiedziałam wszystko z wczorajszego dnia, o tacie, o pani dyrektor, o moim nadgarstku.
Patrzył na mnie tak jakby zaraz miał rozpaść się na kawałki. Jego oczy się zeszkliły, błyszczały jak diamenty.
Zapadła niezręczna cisza, modliłam się żeby w końcu coś powiedział, cisza bolała bardziej a niżeli dostałabym w twarz.
- Wiesz, chciałbym bronić cię przed duchami. - odezwał się po chwili. Zwróciłam wzrok w jego stronę. - To z " Oskara i pani Róży. "
- Wiem. - powiedziałam cicho.
- Chciałbym żebyś mi zaufała... - sięgnął po moją dłoń i odwrócił ja do wewnętrznej strony. - chciałbym żeby to przytrafiło się mi nie tobie... - pocałował miejsce rany.
- Nie mów tak.
- Muszę. Obiecaj, że nigdy więcej się nie skrzywdzisz.
- Dlaczego?
- Nie mogę stracić jedynej osoby przez którą jeszcze widzę ten świat dobrym. Rozumiesz? Nie mogę patrzeć jak cierpisz, nie ty.
- Obiecuję.
Odwrócił się jakby miał ukryć łzy.
- Mike... - pociągnęłam go za róg koszulki.
Ponownie stał przodem do mnie, tak blisko jak jeszcze nigdy. I wydarzyło się coś co nie powinno mieć miejsca. Każda komórka mojego ciała zadrgała, paliły mnie palce i dziwne uczucie rozrywało mnie od środka. Zbliżyłam się o jeszcze jeden centymetr, dotykał moich pleców a nasze twarze się o siebie otarły. Iskierki skakały po moich ustach, mój nos dotknął jego nos, czoła się złączyły. I tak trwaliśmy wklejeni w siebie i wpatrzeni jakby nic nigdy nie mogło nas rozdzielić.
To było pragnienie. Pragnęłam go. Pragnęłam go pocałować.
Odskoczyłam jak poparzona z dala od jego ciała i odwróciłam się tłumiąc wszystkie uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz