Niedługo później siedziałam w swoim pokoju jak co wieczór. Ta pora dnia jest chyba najgorsza ze wszystkich. Wieczorem popada się w melancholię, smutek, załamanie. Nie wiem dlaczego siedziałam z podkulonymi nogami na łóżku licząc lecące mi po policzkach łezki. To nie był płacz. Tylko takie podsumowanie emocji z całego dnia. W sumie to z całego tygodnia a może nawet dwóch.
Dużym plusem był fakt nadchodzącego weekendu. Tak, tak to już jutro, sobota. Dzień upragniony od dawien dawna.
Obudziłam się wcześnie. Lubiłam tak wstawać bo miałam czas na ogarnięcie się i nie marnowałam ani jednej minutki wolnego. Stefan jeszcze głośno chrapał więc na palcach weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
Chodziłam w bieliźnie po pokoju gdy usłyszałam trzask w okno balkonowe. Podskoczyłam wystraszona i nie parząc jak wyglądam odsunęłam zasłonę. Ku mojemu zdziwieniu na dworze stał Mike.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i wyszłam na taras.
- Co ty tu robisz? - spytałam z góry.
- Chciałem zapytać czy masz jakieś plany na dziś.
- Nie mam. - nie zastanowiłam się nad odpowiedzią co mnie nico zdziwiło.
- W takim razie zabiorę cię gdzieś. - uśmiechnął się delikatnie, ledwo co zauważyłam uniesiony kącik jego wargi. - A, tylko byłoby super gdybyś się ubrała. - odparł i ukazał zęby.
Gwałtownie spojrzałam na siebie.
MATKO BOSKA! Byłam w samej bieliźnie! Wyszłam i rozmawiałam z nim w koronkowych, czarnych majtkach!
Schowałam się do środka nie mogąc uwierzyć że pokazałam się w takim stroju.
W lustrze odbijała się moja purpurowa twarz. Kiedy ochłonęłam, doprowadziłam się do porządku i zeszłam do jadalni.
Postanowiłam zostawić wujkowi kartkę że wyszłam ze znajomymi żeby nie potrzebnie się o mnie martwił.
Po raz ostatni zerknęłam w lustro w przed pokoju upewniając się, że moje włosy nadal się idealnie ułożone.
- Już jestem - przywitałam go próbując nie okazywać zakłopotania związanego z moim porannym wystąpieniem.
- Wspaniale, idziemy. - stwierdził i ruszył betonową uliczką.
- Emm a mogę spytać gdzie my tak właściwie się wybieramy? - nachodziły mnie wątpliwości co do mojej pośpiesznej zgody wyjścia.
- Niestety, to niespodzianka. - ponownie się uśmiechnął - ale obiecuję ci, że ci się spodoba.
Spacerowaliśmy jeszcze przez około pół godziny aż w końcu Mike się zatrzymał.
- Tutaj musisz zamknąć oczy.
- Nie ma mowy. - protestowałam. Kiedyś jak miałam siedem lat koleżanka w szkole zawiązała mi oczy a ja próbując ją złapać walnęłam głową o ścianę.
Chyba moje słowa nie były dość przekonujące bo zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze miałam już opaskę na oczach.
Jego ciepła dłoń chwyciła za moją. W tym momencie aż serce szybciej mi zabiło. Modliłam się, żeby nigdy jej nie puścił.
Prowadził mnie jeszcze kilka kroków do przodu i obrócił w lewo, odsłaniając powoli mi oczy.
Staliśmy na górze. Do okoła rosły piękne liściaste i iglaste drzewa, szare skałki obsuwały się pod nogami dzieci. Kiedy spojrzałam w dół zobaczyłam zachwycający wodospad. Nie był duży ale i tak zrobił na mnie wrażenie.
Mike poprowadził mnie boczną dróżką do samego brzegu wody. Zejście było strome ale było warto po nim zejść alby zobaczyć wodospad z tej perspektywy.
- Cudowny - powiedziałam spoglądając na zatoczkę otoczoną kamieniami do której wpadała woda.
- Podoba ci się? To miejsce pokazał mi kiedyś dziadek, od tamtej pory przychodzę tutaj prawie codziennie.
- I co robisz?
- Siedzę, spoglądam na skały i rośliny. To dobre miejsce żeby się wyciszyć. - spojrzał na mnie głęboko brązowymi oczami.
Przycupnęliśmy na dużym kamieniu i nic nie mówiąc po prostu byliśmy. Tu było tak ślicznie, nawet powietrze zdawało się mieć inny zapach, bardziej intensywny, jakby opisywał wszystkie przeżycia lasu.
- A teraz proszę pani proszę zdjąć powierzchowne ubrania. - patrzyłam na niego aż dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Nie przestraszył mnie, bardziej zdziwił.
- A wyglądam na zainteresowaną? - spytałam sarkastycznie. - nie. Wymownie usta na chwilę się pojawiły ale niedługo później już ich nie było.
- Głupia chyba nie będziesz pływać w płaszczu?
- Pływać? Chyba oszalałeś. Ty widzisz jaka jest pogoda?
- Jak chcesz to idź do tej lodowatej wody. Ja nie zamierzam.
Jego metody mówienia mi że będzie fajnie nie poskutkowały. Postanowiliśmy więc wrócić do domu i napić się czegoś ciepłego, znowu czekało nas niewygodne wejście na górę.
Mike poszedł pierwszy a ja tuż za nim. Nie mogłam jednak złapać się żadnej gałęzi i zaczęłam osuwać się z piachem i kamieniami. Chłopak chciał mi pomóc a przynajmniej tak to wyglądało gdy podał mi swoją dłoń. Lecz kiedy już stałam na równych nogach i wpatrywałam się w niego jak w najpiękniejszy obraz... TEN DEBIL POPCHNĄŁ MNIE DO WODY!
Spadłam z wysokości czterech metrów do zimnej wody! Wynurzyłam się i ponownie przykryła mnie chłodna bryza gdyż Mike także postanowił wskoczyć.
Wypłynęłam na powierzchnię i nie wiedziałam czy mam go uderzyć. Śmiał się i chwalił swoimi zębami.
- Nienawidzę cię - stwierdziłam próbując zetrzeć tusz z pod oczu.
- Doprawdy....? - chlapnął mi w twarz.
- Definitywnie! - zrobiłam to samo.
Bawiliśmy się jak dzieci w wodospadzie, pewnego listopadowego popołudnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz