sobota, 3 stycznia 2015

VII

Wyszłam z tej sali jak najszybciej mogłam, udało mi się nawet walnąć się w nogę o framugę drzwi. Na korytarzu emocje mi trochę puściły, poczułam zimne, świeże powietrze i spokojnie skierowałam się w stronę sali od matematyki.
Nie dane mi było jednak do niej spokojnie dotrzeć, kilka minut później przede mną stanęła jakaś dziewczyna. Była ładna, miała czarne, kręcone włosy do ramion i idealną pupę. Na jej twarzy widać było wyraźny grymas.
- Słuchaj wiem, że jesteś nowa ale odwal się od Nicka. Jeszcze raz go dotkniesz to obetnę ci ręce. - powiedziała ostrym tonem i odwróciła się napięcie.
Trochę mnie zamurowało, ale znowu pojawiła się jakaś laska.
- Lucy Bennett, najpopularniejsza dziewczyna w szkole i zakochana na zabój w panu Stevard. Ale spokojnie on nic do niej nie czuje. - kontynuowała. - A właśnie co do Nicka to dobra robota koleżanko, najlepsza partia w Los Angeles. - pobłażliwie szturchnęła mnie w brzuch.
Złość mi minęła i z powrotem widniał u mnie uśmiech.
- Dzięki - powiedziałam. - Jestem Ali - wyciągnęłam w jej kierunku rękę.
- Jestem Lisa. - odwzajemniła przywitanie. - W sumie to mam na imię Barbie, ale proszę cię czy to imię do mnie pasuje? - spytała z sarkazmem w głosie.
Rzeczywiście, w niczym nie przypominała plastikowej lalki. Miała brązowe włosy spięte w luźny kok i naturalnie piękną cerę. Na dodatek była niska, na szczęście bo nareszcie miałam kogoś mojego wzrostu.
- Ha ha masz rację. Ale dlaczego Lisa?
- Bo mam na nazwisko Liselia. - razem wybuchłyśmy śmiechem. A za chwilę usłyszałyśmy dzwonek. - Więc, Ali mam nadzieję, że jesteś dobra z matmy.
Poprawiłam torbę i ruszyłam z nową koleżanką do klasy.
Reszta lekcji minęła spokojnie, siedziałam z nową koleżanką, a pan Keendan odpuścił sobie ściganie mnie na korytarzu.
Kiedy dzień w nowej szkole dobiegł końca znowu u mego boku pojawili się Nick i Lisa.
- Prawie zawsze po szkole nasza klasa spotyka się w parku w opuszczonej fabryce, idziesz z nami? - zaproponował Nick.
Trochę wystraszyła mnie myśl o spędzaniu czasu w opuszczonym budynku, na filmach to nigdy nie kończy się dobrze.
- Jasne. - rzuciłam, przecież miałam się pokazać od najlepszej strony, strach nie wchodzi w grę.
Za chwilę dołączyła się do nas pozostała część klasy. Zdążyłam się już zorientować kto, kim jest.
Od brzegu z prawej strony szła wysoka, koścista dziewczyna. Była naprawdę wysoka, wyższa od kilku chłopaków. Udawała gwiazdę i chyba była jedna z koleżanek Lucy, to Katrina Sttol.
Obok niej na bank jej przyjaciółka - Ella Adair, klasyczna plastikowa laleczka. Różowy błyszczyk do ust z drobinkami brokatu, jesienne buty na koturnie i charakterystyczny dziubek. Trzymała za rękę jak można by się domyślać Lu która cały czas patrząc na Nicka nerwowo poprawiała włosy.
Park rzeczywiście był bardzo blisko szkoły a nieco za nim mieściła się słynna fabryka.
Grube mury z czerwonej cegły gdzie, nie gdzie były pokryte mchem i śmierdziało tam stęchlizną.
- No widzę że nowa już się klimatyzuje. - rzucił Louis z wnętrza budowli.
- Nie nowa, tylko Ali - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
W środku stały dwie kanapy, stolik a na ścianach były porozwieszane lampki choinkowe. Było nawet przytulnie.
 Wszyscy zajęli swoje stałe miejsca, club plastików na jednej kanapie, chłopaki na drugiej a reszta poszła na zewnątrz zapalić fajki.
- Chodź do nas. Jest wolne miejsce - przybył z odsieczą Nick.
Chętnie się przysiadłam czując zazdrosne i pełne nienawiści spojrzenia.
Było miło i przyjemnie ale do czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz