sobota, 31 stycznia 2015

XVI

Zarzuciłam torbę na ramię zaciskając mocno dłonie na pasku. Musiałam zdążyć z nim porozmawiać. Biegnąc po betonowych schodach układałam w głowie plan tego co mam mu powiedzieć. " Cześć, dlaczego nie chodzisz do szkoły?... i dzięki że mi pomogłeś", " Powinnam ci podziękować ", " czy to przeze mnie opuszczasz lekcje? nie chciałam aż tak cię wystraszyć". W sumie wszystko było denne. Nie było odpowiednich słów żeby powiedzieć to co czułam popychając ciężkie, frontowe drzwi. Stał. Stał na tym deszczu całkiem sam. Widziałam jego umięśnione plecy spod białej, mokrej podkoszulki.
- Mike! - z moich ust wydobył się niezwykle piskliwy okrzyk.
Chłopak automatycznie się odwrócił. Serce zabiło mi mocniej, patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami.
Nie ruszył się z miejsca więc ja to zrobiłam. Poczułam jak krople deszczu dotykają mojej skóry i jak kapie mi woda z końcówek włosów.
Mike ciężko przełknął ślinę, chyba był zdenerwowany choć starał się tego nie okazywać.
Otworzyłam usta ale o dziwo nie wydobyło się z nich nic co mogłoby przypominać słowa. Dlaczego tak ciężko było mi się odezwać skoro marzyłam o tym od tygodnia?
- Mike! Idziesz?! - z oddali usłyszeliśmy głos jednego z jego kolegów.
Zaczęłam jeszcze mocniej oddychać.
Mike odwrócił się i powolnym krokiem ruszył w ich stronę zostawiając mnie samą na środku placu szkoły.
Patrzyłam jak odchodzi, po policzku spłynęły mi dwie łzy, ale nie było widać ich w deszczu.
- Dziękuję... - wydusiłam powstrzymując gulę w gardle która rosła z jego każdym krokiem.
Zatrzymał się i spojrzał ponownie w moim kierunku. Podszedł bliżej, tym razem wystarczająco żebym czuła jego oddech na sobie.
- I... Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. Nie chciałam nikogo wystraszyć, ja po prostu... Sama nie wiem, tak mi przykro. - nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy gdy to mówiłam. Ale wyobrażałam sobie jego wymowną minę, taką jaką widziałam na jego twarzy gdy po raz pierwszy zobaczył mnie w swojej klasie.
- Nigdy więcej tego nie rób. - powiedział całkiem opanowany - Nie wyobrażasz sobie jak bardzo źle wtedy wyglądałaś, leciałaś mi przez palce. Byłem pewien że zaraz się rozpłyniesz a ja nie będę mógł nic na to poradzić. - przygryzł wargę jakby wspominał najstraszniejszy w swoim życiu koszmar.
Zrobiło mi się słabo.
- No idziesz? - zawołał ponownie chłopak stojący po drugiej stronie ulicy.
Mike pobiegł w jego kierunku lecz jeszcze na chwilę się odwrócił.
- Wiesz byłoby mi przykro gdyby to się inaczej skończyło. Nie miałbym kogo denerwować jedzeniem kanapek - uśmiechnął się promiennie, tak, że aż zmiękły mi nogi.
- Nie zapomnij o batoniku dla mnie! - krzyknęłam odwzajemniając uśmiech.
- Zapomnieć o batoniku dla ciebie? - zapytał z przekąsem. - nigdy - puścił mi oczko i za chwilę zniknął z kolegą w parku.

- Ali czy ty oszalałaś? chcesz być chora? - usłyszałam głos stojącego za mną Nicka.
- Nie - odpowiedziałam podążając oczyma drogą na boisko.
Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Wszystkie moje obawy co do tego że Mike mnie znienawidził zniknęły. Miałam wrażenie że mogłabym unieść się wysoko do góry na uczuciu jakie mi teraz towarzyszyło. W oczach nadal miałam łzy, tym razem szczęścia. W głowie po raz setny odtwarzałam sceny z przed chwili.
- Głuptasie, chodź. - Nick podał mi swoja dłoń wyrywając mnie zamyśleń. - odprowadzę cię do domu bo w takim stanie nie ma sensu żebyś wracała na biologię.

Tego dnia nie mogłam się skupić. Cały czas przed oczami miałam ostatnie dni i tyle pytań na które nie znałam odpowiedzi. Wujek Stefan wrócił wyjątkowo wcześnie gdyż stwierdził, że musi naprawić sprzęt anty włamaniowy.
Za dwie może trzy godziny wrócił z garażu cały brudny. Zauważyłam go idąc po coś do jedzenia do kuchni.
- Jadłaś coś dzisiaj?
- Nie, właśnie szłam zrobić sobie płatki z mlekiem, też chcesz?
- Mam lepszy plan, Moglibyśmy wybrać się razem na obiad do miasta. Skoro i tak zwolniłaś się z ostatnich godzin to  nie musimy się bać nie przyjemnego spotkania z którąś z pani pedagog.
Kolejny bonus dnia. Było oczywiste że się zgodzę. Od zawsze lubiłam wyjścia z rodzicami na obiad, kiedy się rozwiedli przestaliśmy jadać w mieście i spędzać jak kolwiek czas razem. Wyjątkowym dniem były tylko niedziele kiedy szliśmy do państwa Brownów na podwieczorek. Państwo Brown byli naszymi sąsiadami. I to nie byle jakimi, to tacy ludzie którzy nawet kotu dają posiłki na porcelanowych talerzykach.

Pomysł wujka spodobał mi się jednak o wiele bardziej. Wspólnymi siłami zadecydowaliśmy że najlepszym wyjściem jest pojechanie na pizzę.
Nigdy w życiu nie jadłam czegoś tak dobrego! Danie było wyśmienite, o ile tak można określić smak ciasta z serem.
- Muszę się ciebie o coś spytać. - stwierdził po pewnym czasie Stefan - Widzisz na wzgląd tego co się stało, może wolisz wrócić do domu? Oczywiście nie wyganiam cię ani nic tylko pomyślałem że może będzie ci lżej jednak w swoim otoczeniu.
Zamrugałam kilka razy ze zdziwienia.
- Nie chcę wracać. Nigdzie indziej nie czułam się taka szczęśliwa jak tutaj. Nie wyobrażam sobie nawet że mogłoby być lepiej wuju. - na jego twarzy widniało zadowolenie. Szturchnął mnie pobłażliwie w żebra. Do późnego popołudnia siedzieliśmy i gadaliśmy pijąc colę. Nie zważając na ulewę za oknem, depresje innych ludzi. Było super i już wiem że nigdy nie zmarnuje mojego nowego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz