poniedziałek, 12 stycznia 2015

XI

- Dzwoniła twoja nauczycielka języka angielskiego. - tymi właśnie słowami przywitał mnie wujek kiedy tylko weszłam do domu. - powiedziała, że prowadziłaś z nią dyskusję podczas zajęć po czym opuściłaś budynek szkoły.
- Tak, to prawda. - powiedziałam zdejmując buty. - Ale chciałam tylko wyrazić swoje zdanie. Nie miałam zamiaru jej ubliżać.
Stefan wypuścił powietrze z ust i się uśmiechnął.
- Wierzę ci, że nie miałaś złych intencji. Następnym razem tylko proszę nie uciekaj bo będziemy mieli kłopoty, a teraz choć bo obiad stygnie.
Z każdym dniem lubiłam tego człowieka coraz bardziej. Jako chyba jedyny rozmawiał ze mną normalnie, na równym poziomie. Użył słów " wierzę ci " i " będzieMY mieli kłopoty ". Tym bardziej zastanawiało mnie dlaczego w moim pokręconym śnie się na mnie rzucił.
Długo myślałam tego dnia o tym co usłyszałam podczas drzemki. Jak byłam młodsza, rzeczywiście miałam myśli samobójcze. Rodzice się wtedy rozwiedli, nowego partnera mamy nie polubiłam choć kazano mi do niego mówić " tato ". Niedługo później nastąpiła sprawa z Kevinem. Wtedy to już całkiem nie miałam ochoty żyć. Miałam nawet plan. Poległa na tym, że jeżeli stanie się jeszcze choć jedna tragedia to pójdę na most Tereu i z niego skoczę.
Nie był to taki zwykły most, pod nim ciągnęła się cztero pasmowa autostrada. Gdybym się z niego rzuciła szans na przeżycie nie byłoby żadnych.
Ale od kiedy poznałam Davida, życie stało się trochę mniej skomplikowane. Będąc wiecznie na haju i alkoholu świat wydaje się piękniejszy.
Teraz szczególnie nic się nie działo. A nawet mogłabym powiedzieć, że robi się coraz lepiej. Mam nowych znajomych, chodzę do jednej z najlepszych szkół, mam fajnego wuja i naprawdę mi się to podoba.
Stąd moje zdziwienie dotyczące snu.
Nie będę się nim martwić na zapas, pomyślałam i poszłam spać.

Następnego dnia nikt już nie wspominał mojego ostatniego występu.
- Hej - przywitał się ze mną Nike.
- Hej. - odpowiedziałam choć nadal było mi głupio za to co wczoraj powiedziałam. - Przepraszam za wczoraj. Trzeba było cię posłuchać.
- Trzeba było. - puścił do mnie oczko i żartobliwie szturchnął w brzuch. - Ale masz nauczkę młoda.
Kamień spadł mi z serca słysząc jego normalny ton głosu. Pięknego głosu.

Na lekcji informatyki mieliśmy przygotować kartki z zaproszeniami na tegoroczny bal noworoczny.
- Pssst - odchyliłam się na krześle do Lisy. - Co to jest ten bal noworoczny?
- Nic specjalnego. Jedyna dyskoteka w ciągu całego roku, szkoła ma tak wysoki poziom, że wolą nazywać to balem.
Prace na komputerze nigdy nie sprawiały mi większego problemu. Nagle obok mnie usiadł Mike.
- Mam zepsutego laptopa, więc miałem nadzieję, że możemy pracować razem. - powiedział i wyciągnął z plecaka pudełko z drugim śniadaniem.
- Pewnie. - rzuciłam nie wykazując większego zainteresowanie.
Jadł przy mnie tą pysznie wyglądającą kanapkę z sałatą, szynką i serem. Na początku próbowałam zignorować fakt że koszmarnie burczało mi w brzuchu ale uległam czując ten boski zapach.
- Kto ci wgl pozwolił jeść przy mnie? - zapytałam z irytacją. Mike natomiast przestał jeść.
- Mam jeszcze batona, chcesz? - uśmiechnął się promiennie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. - Jakiego batona? - wskazał ręką na pudełko w którym leżał czekoladowy batonik.
Oblizałam usta na samą myśl jedzenia czekolady.
- Na pół? - podał mi go wracając do swojej kanapki.
Praca poszła szybko, bo ten konkretny program miałam w małym paluszku.
- Chcesz herbatki? - zapytał rozbawionym głosem Mike, wyciągając z plecaka termos.
- Nie wierzę nosisz do szkoły termos z herbatą? - śmiałam się jak małe dziecko.
Teraz obydwoje płakaliśmy z rozbawienia i piliśmy ciepły trunek.
- Wiesz ja mam dość daleko od szkoły więc wolę zabrać ze sobą trochę jedzenia. - powiedział tym razem już na poważnie.
- A to w takim razie gdzie mieszkasz?
- Na samym wylocie z miasta, na wsi w sumie.
Gadaliśmy jeszcze przez chwilę ale pani zaczęła nam zwracać uwagę, że jesteśmy za głośno.
Nie mogłam już mówić, że go nie lubię. Wręcz przeciwnie wydawał mi się fajny, fajniejszy od większości kolegów z klasy.
Po dzwonku gdy wszyscy już się zbierali, zorientowałam się że zjadłam całego batona.
- Osz ty! I nawet się nie podzieliłaś? - zaczął gulgotać mnie po brzuchu. Piszczałam jak zabawka dla psa kiedy się ją naciśnie. Znowu się śmialiśmy ale tym razem już po skończonej lekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz