poniedziałek, 23 lutego 2015

XXIII

Postać postury bardziej faceta stała za skrzyżowaniem i perfidnie nas podsłuchiwała. Pierwszą osobą jaka go zobaczyła była oczywiście Lisa mająca zawsze wszystko pod kontrolą. Chłopaki chwilę biegli za podsłuchiwaczem ale ostatecznie się poddali i odprowadzili mnie pod drzwi domu.
Nie mogę wytłumaczyć dlaczego ale byłam taka szczęśliwa z tego, że idę z Mikiem na bal... Chciałam się popłakać ze szczęścia, teraz miałam po co wgl się na to całe przyjęcie wybierać.
- Wujku nie zgadniesz co się stało... - zaczęłam gdy tylko zauważyłam Stefana krzątającego się w salonie. - Idę na bal z Mikiem! To wyszło tak w żartach ale mam parę!
Jak zwykle w domu wuj wyglądał jak typowy pijaczyna. Biały podkoszulek, jeansy i piwko.
- To wspaniale kochanie, oczywiście byłoby jeszcze lepiej gdybym wiedział kim jest ten słynny Mike.
Zaśmiałam się i wyjaśniłam mu, że takowy chłopak jest moim przyjacielem i tak dalej...
- I jak już się wywaliłam, ahhahaha to Lisa zawołała, że ktoś stoi za rogiem - niedane mi było skończyć.
- Czekaj, ktoś cię śledził? - spytał zdenerwowany wujek. Zdziwiłam się lekko bo przecież nic się nie stało.
- No nie tylko mnie. Z resztą nie sądzę, żeby nas śledził, to pewnie ktoś ze szkoły i także wracał do domu ale wiesz jak to jest, ciekawość i wścibskość nie zna granic. - starałam się go uspokoić bo wyraźnie się zaniepokoił.
Po chwili milczenia nareszcie się rozluźnił.
- Masz rację, dramatyzuję na starość. - uśmiechnął się - Musimy się jutro wybrać po jakąś sukienkę, buty i te całe pierdoły.
Uściskałam go i wstałam z fotela zmierzając w kierunku mojego kochanego pokoju.
- Coś mi się wydaje, że z ciebie i tego " kolegi " to niedługo śliczna para będzie. - rzucił Stefan.
Szybko się odwróciłam słysząc te słowa ale udawałam opanowaną.
- Mam nadzieję, że mówisz o parze na dyskotece. - po czym zniknęłam już u siebie.
Padało jak z cebra więc zamknęłam piękny sufit i walnęłam się na łóżku.
Ja i on jako para? Chyba jakieś żarty... My się tylko przyjaźnimy! Czemu zawsze ktoś ma coś do dodania.

Po odrobieniu sterty prac domowych, nauczeniu się na Niemiecki, uprasowaniu szkolnej, białej koszuli i zjedzeniu płatków z mlekiem nareszcie położyłam się spać. Niestety najlepiej myśli się wtedy gdy człowiek ma ochotę się wyspać. Rozmyślałam o całym dniu. Powróciły też wspomnienia mojego ostatniego związku. Nie rozpaczałam już po tym ale niesmak pozostał, chyba nie byłam gotowa na nowego chłopaka. Znowu się przywiążę i zostanę zraniona, jak zawsze. Od rzeczy teraźniejszych doszłam do moich rodziców. Ciekawe co teraz robili? Tęsknią, czy mają spokój?
Koniec, muszę iść spać!
Nie. Nic z tego, liczyłam barany, patrzyłam w jeden punkt ale nie poskutkowało.
Spojrzałam na telefon, pierwsza w nocy. Wybrałam numer Mika.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos.
- Ooo Mike, nie śpisz? - spytałam dopiero po chwili orientując się jak idiotyczne zadałam pytanie.
- Nie, ale czemu ty nie śpisz?
- Właśnie w tym rzecz, nie mogę. - położyłam komórkę na poduszce obok wciskając tryb " głośnik "
- Hmmm, opowiedzieć ci coś? Może będę tak nudny jak zawsze i uśniesz - bardzo spodobał mi się ten pomysł bo ostatni raz ktoś opowiadał mi historyjkę na noc jak miałam około 5 lat.
- Jasne.- odpowiedziałam.
- Połóż się wygodnie, zamknij oczy i rozluźnij się - podawał mi polecenia przyjaciel. - Wyobraź sobie, że leżę obok ciebie na bardzo wygodnym łóżku. Ale to nie jest takie zwykłe miejsce w jakim się znajdujemy. To luksusowy apartament z widokiem na plażę. Wróciliśmy z dzikiej imprezy, trochę popiliśmy i teraz nie mamy w sobie ani grama siły. Głowa jest taka ciężka, a nogą nie da się ruszyć. Teraz, - ziewnął cichutko do telefonu. - myślimy tylko o tym jak super będziemy się bawić po południu. Pójdziemy nad morze, zjemy krewetki - jeszcze jeden większy ziewww.
Mówił jeszcze więcej ale tego już nie pamiętam, odpłynęłam.

niedziela, 22 lutego 2015

XXII

- Że niby to jest obowiązkowe?! - Lucy odwróciła się gwałtownie w moją stronę i uciszyła mnie ostrym syknięciem " ciii "
Otóż informacje z ostatniej chwili wyglądają następująco: w przyszłym miesiącu 18 stycznia odbędzie się bal. Uczestnictwo obowiązkowe.
- Nie irytuj się tak. Włożymy ładne sukienki, buty i będziemy się dobrze bawić - pocieszała mnie Lisa - na dodatek to właśnie chłopaki muszą nas zaprosić. Więc na zaproszenie od kogo czekasz?
Wyglądała na niezwykle podekscytowaną, bardziej niż zwykle.
- Myślałam, że nie lubisz tego typu imprez. I co to za głupi zwyczaj? To oznacza, że ja nie mogę zaprosić chłopaka?
- Dobrze zrozumiałaś świrusko, chyba, że chcesz się ośmieszyć. - odezwała się ponownie Lucy - To nawet by do ciebie pasowało.
Prychnęłam tylko pogardliwie i zwróciłam się do przyjaciółki.
- Serio? - podniosłam z obrzydzenia jedną stronę górnej wargi. - Już nie ma równouprawnienia dla kobiet?
Lecz ona się tylko uśmiechnęła. - Pomyśl o tym w inny sposób. Będzie jak na filmach! Romantyczne zaproszenie, kwiaty i tak dalej.
To mówiła dziewczyna w glanach i koronkową, czarną obrożą na szyi. Na całe szczęście dostałam poprawiającego mi humor sms'a.
Widziałaś info o balu? Ale lipa ;/ BUNTUJEMY SIĘ! IDZIEMY DO MACA! 
Buźka od razu mi się wyszczerzyła i odpisałam pod ławką.
No ba, koniecznie musimy iść!
Wysłałam i odwróciłam się posyłając Mikowi szczery uśmiech który został odwzajemniony. Wszyscy przyzwyczaili się do naszej przyjaźni. Nawet Nick! O dziwo przestał robić mi awantury i jedynie starał się być jak najlepszym chłopakiem. Możliwe, że liczył na powrót naszej dobrej znajomości.

Na przerwie podeszłam do mojego szanownego kolegi.
- To kiedy idziemy do tego maca? - zaczęłam łapiąc go za szyję.
- Hmm... A ty przypadkiem wczoraj mi nie mówiłaś coś o jakiejś diecie? - droczył się ze mną obejmując mnie w tali.
- Ja? - udałam głupka - Musiałeś mnie z kimś pomylić.
Śmialiśmy się dłuższą chwilę omawiając jakie paskudne buty kupiła sobie dziewczyna kumpla Mika, Julia.
- Idziesz do naszej ruiny dzisiaj? - spytał.
- Nie, wracam od razu do domu, muszę się w końcu wyspać. - wyznałam mu ciężko wydychając powietrze.
- To ja cię odprowadzam - kaszlnęła Lis ale okazało się, że chętnych na spacer ze mną jest wielu.
Nick, Louis, Ella i Mike też postanowili robić za moją eskortę.

- Więc z kim się wybieracie na " bal " - zagaiła swoim piskliwym głosikiem Ella, łapiąc pod rękę chłopaków. Przyglądałam się z pewnej odległości z Lisą całemu zajściu i cicho chichotałyśmy sobie do uszu na temat porozumiewawczych spojrzeń kolegów.
- Ja idę z Katriną - zadowolony zabrał głos Louis.
- Z tym kościotrupem w markowych ciuchach? - trochę sarkazmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Pewnie było to trochę nie miłe ale nie mogłam się powstrzymać. Mike parsknął śmiechem ale krótkim utwierdzającym mnie w przekonaniu, że było to ciut nie na miejscu.
- Co zazdrościsz Mike? Pochwal się swoją partnerką. - wyzłośliwiał się, podłapując moje zachowanie.
- Ja nie idę.
- Zapomniałeś, że to jest obowiązkowe? - rzuciła Lis.
Przygryzł policzki od środka i przeklną pod nosem.
- Więc co z tą wybranką? - nie dawał za wygraną Lu.
- No skoro muszę iść... Jest taka jedyna, złośliwa małpa ale nie wiem czy się zgodzi. - popatrzył na mnie a ja nie mogłam przestać się śmiać.
- Och kochany nikt z tobą nie będzie raczej chciał iść. - zrobiłam smutną minę zbitego psa. - Ale mnie jeszcze nikt nie zaprosił a ze względu, że jak powszechnie wiadomo mam bardzo dobre serce...
Wszyscy już pękali ze śmiechu i ledwo łapali oddechy.
- Pozwolę ci się zaprosić na tą dyskotekę.
- Spadasz mi z nieba królowo - wyszczerzył się do mnie. - Jak mogę ci się odwdzięczyć?
Podbiegłam i uderzyłam go pięścią w tors. Złapał mnie szybko za rękę i to była jedna z tych dziwnych scen w kinie. Ja potykam się o własną nogę, on ratuje mnie przed upadkiem i tak patrzymy sobie w oczy...
Ale zamiast słodkiej sceny filmowej, ja padam na tyłek a Mike podaje mi swoją dłoń.
Śmiejemy się i uzgadniamy kogo jeszcze można wyswatać w pary na szkolną imprezę.

Wtem zauważyliśmy kogoś obserwującego nas za zakrętu...

piątek, 20 lutego 2015

XXI

Zobaczyłam kątem oka że obaj mnie obserwują. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Lis i pędem wyszłyśmy z lekcji.
- Do łazienki. - koleżanka mnie naprowadziła na ostatnie miejsce do jakiego którykolwiek z nich mogłoby wejść.
- I jaki masz plan? - spytała.
Szczerze nie wiedziałam co zrobić. I Nick i Mike chcieli abym wzięła ich stronę, a byłam wściekła.
W kiblu koszmarnie śmierdziało, płytki były brudne a w jednej z umywalek leżał zwinięty w kulkę, zielony papier toaletowy.
- Co ma być to będzie, nie możemy się ukrywać.
Zaczerpnęłyśmy świeżego powietrza i ujrzałyśmy naszych kolegów czekających na nas przy schodach.
- Musimy pogadać. - powiedzieli jednocześnie.
- Nie mam ochoty z wami rozmawiać. Zachowujecie się dziecinnie! Nick - zwróciłam się w jego stronę - nie możesz mi mówić z kim się przyjaźnię, co robię i z kim.
- Przyjaźnisz? On nawet nie zasługuje żeby usłyszeć od ciebie "cześć" - przerwał mi więc go szybko uciszyłam. - Zamknij się.
Mike zaśmiał się pod nosem wystarczająco głośno bym tego nie pominęła.
- Takie to było zabawne? Próbujesz wszystkim tutaj zaimponować tym, że cię bronię? - umilkł a jego mina zrobiła się o wiele bardziej poważna. - Lubię was chłopcy, naprawdę ale chcę żebyście zrozumieli, że sama o sobie decyduję.
Zostawiłam ich w trójkę. Nie miałam już siły się użerać ani tłumaczyć, marzyłam o powrocie do domu.

Nareszcie wróciłam, to był naprawdę ciężki dzień. Za godzinę byłam umówiona z Lisą na boisku przy szkole. Mało czasu mi zostało więc tylko włączyłam na fula radio i ruszyłam coś ze sobą zrobić. Podkreśliłam rano zrobiony makijaż choć było mi przykro, że nikt nie zauważył go w szkole. Związałam włosy w luźną kitkę i przebrałam się z mundurku w jeansy i błękitną bluzę. Zdążyłam zjeść serek, minąć w drzwiach wujka i wyjść.

- Siemka - rzuciłam koleżance idącej z przeciwka.
Wyglądała o miliony lat świetlnych lepiej ode mnie. Pierwszy raz widziałam ją w rozpuszczonych włosach do tego zrobiła kreski które tylko podkreśliły jej duże piwne oczy.
- Cześć, cześć
Rozsiadłyśmy się wygodnie na sztucznej zielonej trawie patrząc jak kilku chłopaków gra w piłkę.
Rozległ się w oddali bardzo znajomy ton który właśnie przerwał nam w rozmowie.
- Nie poczekacie na mnie? - Mike.
Podbiegł do reszty swoich kumpli którzy tylko śmiali się i wskazywali na nas palcami. Lis patrzyła tylko po bokach próbując dalej kontynuować swoją wypowiedz. We mnie natomiast się zagotowało i wstałam czując na sobie te wszystkie idiotyczne uśmieszki.
- Mogę wiedzieć co jest takiego śmiesznego w naszej obecności? - warknęłam do pierwszego lepszego chłopaka.
- Co wy tu wgl robicie? - spytał Mike stojący obok.
- Nie twój interes? - zaczął popychać się z ziomkami - możesz się tak nie zachowywać?
- Przecież i tak mnie obronisz - puścił mi oczko.
- Przepraszam? Czy tobie się coś w główkę stało? - jaki miał tupet - może powinnam wziąć stronę Nicka.
- Powinnaś. Nie słyszałaś co o mnie mówią? - szepnął mi do ucha - panienki, chamstwo i cała reszta... to nie dla ciebie.
Wszyscy znowu zaczęli się śmiać a ja czułam jak robię się czerwona ze złości.
- Tak - zrobiłam długą przerwę zapełnioną kompletną ciszą - twoje damy na jedną noc. Udanego meczu.
Rzuciłam i obróciłam się napięcie. On nie był sobą, był kolesiem z boiska wśród swoich znajomych. Nie miałam prawa się wtrącać.
- Obrażalska jesteś lala? - krzyknął za mną któryś.
- Ależ skąd. - posłałam im na odchodnym promienny, sztuczny uśmiech.

Lisa odprowadziła mnie do domu ale nie chciała wchodzić na herbatę. Chyba popsuł się jej humor po tym całym zamieszaniu. Nieważne. Po zjedzeniu ze Stefanem kolacji, umyciu się już leżałam w swoim ukochanym łóżku. Nie mogłam zasnąć więc oglądałam rozgwieżdżone niebo nade mną. Było takie piękne, miliony świecących punkcików było tuż nad moją twarzą prawie mogłam ich dotknąć.
Nagle, zadzwonił mój telefon. Telefon o północy? Kto może o tej godzinie do mnie wydzwaniać?
Na ekranie pokazało się imię: Mike.
Wahałam się czy powinnam odebrać ale kto nie ryzykuje nie zyskuje. Z resztą aby dzwonić o tej godzinie musiał mieć jakiś dobry powód.
- Halo?
- Em hej... - powiedział cichym, spokojnym głosem. Swoim głosem. - te dziewczyny, damy na jedną noc to było dawno i nie prawda. Tak, byłem gnojkiem i wyrywałem dziewczyny i raniłem je. Ale już tego długo nie robię od przeszło roku bo bardzo tego żałuję. Plotki jednak pozostały, no i mój charakter... Nie chcę byś żałowała że mnie poznałaś i wolę abyś zapomniała, że mamy coś ze sobą wspólnego, dobrze?
Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów do tego żeby opisać to co czułam. Tak jakby pomieszać smutek, rozgoryczenie, radość i wściekłość.
- Oszalałeś? Nie obchodzi mnie twoja przeszłość, liczy się to jaki jesteś teraz. A wiesz czuję, że tylko ty mnie naprawdę rozumiesz i nie mogę cię teraz stracić. I nie mów mi kolejny raz że powinnam trzymać się od ciebie z daleka. Nie masz podstaw aby tak twierdzić.
- Mam.
- To wytłumacz mi czemu jeszcze nie leże w twoim łóżku? czemu jeszcze mnie w sobie nie rozkochałeś i nie zraniłeś? Jestem aż taka okropna? czemu mam ochotę cię przytulić gdy cię widzę a nie uderzyć w twarz Mike?
- Nie chcę cię krzywdzić. Jesteś wspaniała i bardzo cię lubię... - głucha cisza. - Wiesz o co mi chodzi.
- Pozwól mi być twoim przyjacielem, ja nie odejdę.
- Wiem to. Nigdy nie miałem prawdziwego kogoś. Dziękuję... I przepraszam za dzisiaj.
- Nie gniewam się. Czy mogę już iść spać?
- Haha oczywiście. Ładnie ci w tych cieniach do powiek, dziewczęco.
Uśmiechnęłam się do słuchawki. To był taki nie odzowny ruch. Coś wspaniałego.
- Dobra zanudzam cię - śmiał się do telefonu - dobranoc.
Rozłączył się a ja wsunęłam się z powrotem pod kołdrę.
Jakieś dziwne uczucie przeszło całe moje ciało. Tylko jak to się fachowo nazywa...

czwartek, 19 lutego 2015

XX

Mike szedł spięty, cały czas zerkał na mnie nerwowo, poprawiał plecak albo mocno przełykał ślinę. Pomyślałam, że najlepszym pomysłem będzie najzwyczajniejsze zignorowanie tego.
W szkole było normalnie. Ten sam budynek, takie same idealne ściany i owalne słupy. W kuchni właśnie panie zaczęły gotować obiad bo w powietrzu unosił się zapach marchewki z groszkiem.
- Nadal chcesz iść razem? - zapytał Mike.
- Tak. - stwierdziłam i uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku.
Zostawiliśmy kurtki w szatni i poszliśmy pod klasę gdzie mieliśmy mieć zajęcia techniczne.
Mniej więcej wiedziałam już o co chodziło mojemu koledze.
Wszystkie głowy były zwrócone ku nam. Dziewczyny raziły mnie morderczym spojrzeniem i robiły urażone miny.
Doszliśmy na miejsce gdzie nareszcie było trochę spokojniej. Połowa klasy gdzieś się szwendała a na reszcie nie zrobiliśmy większego wrażenia.
- Więc, chcesz herbatki? - roześmiałam się i pokiwałam głową.
Dostałam pokrywkę od termosu pełną ciepłego płynu, dobrze słodkiego.
- Dziękuję panu bardzo
- Ależ proszę - szturchnął mnie w ramie co sprawiło, że ponownie nabrałam cudownego nastroju.
Staliśmy oparci o parapet i skupieni na wzajemnym tłumaczeniu sobie podstawowych zasad z fizyki na sprawdzian. Głównie to ja jego uczyłam ale i tak powtarzanie mi nie zaszkodzi. Kartkę ukryłam za sobą a on powtarzał, kolejny raz to samo zdanie, kolejny raz błędnie.
- Więc co to jest prawo Ohma?
- To...  prawo fizyki głoszące proporcjonalność natężenia prądu płynącego przez przewodnik do napięcia panującego między końcami przewodnika. - wydusił po chwili i zamknął oczy czekając na moja reakcję.
Rzuciłam mu się szczęśliwa na szyję, powiedział prawidłowo.
- Widzisz umiesz! - odsunęłam się i patrzyłam jak jest z siebie zadowolony.
O dziwo dalej trzymałam swoją rękę na jego ramieniu, otaczając szyję.
- Hej! - dobiegł do nas krzyk Nicka.
- Cześć - powiedziałam.
- Co ty robisz do cholery? - to jednak nie było do mnie. To było do Mika.
- O co ci chodzi?
Popchnął go aż odskoczyłam w bok z piskiem a on wylądował plecami do ściany. Nikt już nie miał zadowolonej miny.
- O co ci chodzi!? - uderzył ręką obok twarzy Mika. - Nie zbliżaj się do niej. Mało masz dziewczyn w tej szkole?
Ten jednak tylko prychnął z pogardą.
- Nie udawaj teraz głupiego Mike, nie pozwolę ci zrobić z niej twoją kolejną zabawkę.
- A co zakażesz mi? - pokazał zęby i uniósł brwi.
Ominął go i podszedł do mnie obejmując mnie zawadiacko ramieniem.  Nick rzucił się na niego z pięściami i przywalił mu prosto w twarz. Tym o to sposobem po kilku minutach obaj leżeli na ziemi szarpiąc się i kopiąc.
Tak samo szybko też zjawiła się nauczycielka i wyprosiła ich do dyrektorki.
- Boże o co poszło? - odezwała się Lisa która właśnie przyszła do szkoły i minęła ich na korytarzu.
Przewróciłam oczami i pociągnęłam ją w stronę sali lekcyjnej. Opowiedziałam jej dokładnie całą sytuację nie omijając faktu, że sama prawie zmusiłam Mika do pójścia ze mną choć przewidział co może się stać.
- Nie mogę sobie tego wyobrazić, co wstąpiło w Nicka? Mógł się chociaż zapytać czy tobie to odpowiada... - powiedziała cicho gdy pani pisała pracę domową na tablicy. - Wiem ja...
Nie zdążyła dokończyć.
- O chłopcy, miło mi was widzieć. Siadajcie - weszli dwaj rozbujkowicze. Jeden miał śliwkę na policzku a drugi zdartą skórę z brody. Mierzyli w siebie morderczymi spojrzeniami.
Usiedli szybko w ostatnich ławkach.
Zadzwonił dzwonek.

środa, 11 lutego 2015

XIX

Prawda była nieodzowna. Ktoś był w dużym błędzie, albo ja albo cała szkoła w Los Angeles. Czemu wszyscy pajali taką nienawiścią do chłopaka który okazał mi tyle ciepła i zrozumienia? Może pochopnie go ocenili po jego szczeniackich odzywkach? Ja też na początku zmieszałam go z błotem. Wolałam przyjąć taką wersję wydarzeń niż dopuszczać myśl, że jestem tylko jego " panienką na kilka nocy " jak to określił kiedyś Nick. Całą niedzielę poświęciłam moim myślą związanym z nim. Wydawało mi się jakbym znała go od dziecka, jakby nigdy nic złego mi się nie przytrafiło bo był przy mnie. Dziwne.
Konieczne było skupienie myśli na czymś innym. Jutro poniedziałek, powinnam się przygotować jak robi to większość dziewczyn.
Zauważyłam, że każda z nich jest zawsze idealnie przygotowana. Za równo zewnętrznie jak i wewnętrznie. Włosy zakręcone w super falki opadające na ramiona, oczy podkreślone kredką, tuszem i zalotką, usta w maślanym błyszczyku, lekcje odrobione... I ja. Alison Honaker. Oczywiście zmieniłam się odkąd się tutaj przeprowadziłam ale nadal nie mogłam się równać z innymi.

Budzik zadzwonił jak zawsze bladym świtem. Przetarłam klejące się powieki i spojrzałam w piękne odsłonione niebo przez mój cudowny sufit. Szykował się bardzo ładny dzień,  słoneczko przebijało zza szarych chmur. Wzięłam prysznic i usiadłam przy zestawie kosmetyków. Niechcący wsadziłam sobie kredkę do oka. Malowanie się jest denne. Zdecydowałam się ostatecznie na kremowe cienie i arbuzowy błyszczyk. Nic nadzwyczajnego ale nawet ładnie mi wyszło.
- Zrobiłem jajecznicę! - usłyszałam wuja wołającego z salonu.
- Jestem, wyjątkowo zasłużyłam na śniadanie? - spytałam przyglądając się żółciutkiej jajecznicy położonej na talerzu w kwiatki.
- Smacznego słonko. Przejrzyj sobie tego " insta " - zaśmiał się i posłał mnie s powrotem do pokoju.

Wyszłam niedługo później spotykając po drodze obiekt moich rozmyśleń.
Nie zauważył mnie więc tylko przełknęłam ślinę i wypowiedziałam jego imię.

Odwrócił się i uśmiechnął się szeroko.
- Hej - powiedział podchodząc bliżej mnie.
- Hej - teraz rodziło się pytanie. Powinnam go przytulić? Nick tak właśnie wita się z większością swoich koleżanek.
Podniosłam ręce wyżej i na szczęście nie spotkałam się z odtrąceniem. To było nasze pierwsze prawdziwe przytulenie. Objęłam jego szyję a on mnie w pasie. Był taki ciepły a jego ręce mocno mnie przymały bym nie zapomniałam o ich obecności.
Odsunęłam się za chwilę z całych sił próbując zatrzymać w sobie jego cudowny zapach.
- Nie będzie ci przeszkadzać fakt że potowarzyszę ci w drodze do szkoły? - uśmiechnęłam się.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - okey nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Stanęłam w miejscu.
- Dlaczego?
Nabrał powietrza w usta i zbliżył się tak abym mogła poczuć jego oddech na swoim karku.
- Znalazłaś się w najlepszym towarzystwie jakie bym dla ciebie wybrał. Lisa to super dziewczyna, otwarta, szczera. Do tego Nick. Jest oblegany przez wszystkie dziewczyny z naszego liceum a i tak to ty mu się spodobałaś. - westchnął. - Nie zmarnuj takich dobrych znajomości przez takiego...
Nie dałam mu dokończyć.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że nie możemy się przyjaźnić? I to tylko dlatego, że ty nie jesteś lubiany? - parsknęłam śmiechem. - Nie interesuje mnie opinia innych na twój temat. A jeśli naprawdę Lisa i Nick mnie lubią to zaakceptują to że mam prawo zadawać się z kim chcę.
- Tak, ale nie chcę żeby zmienili zdanie na twój temat przeze mnie.
Dyskretnie złapałam go za nadgarstek, spojrzał mi prosto w oczy.
- Jesteśmy już spóźnieni.
 Nie odpowiedział nic tylko przeczesał dłonią włosy i poszedł ze mną.

sobota, 7 lutego 2015

XVIII

Siedziałam w pięknie urządzonym domu państwa Keendan. Dokładniej mówiąc w pokoju
Mika. Miał jasne ściany i meble które ładnie kontrastowały z ciemną pościelą, lampami i innymi dodatkami.
- Już ci lepiej po kąpieli? - chłopak pojawił się w drzwiach w nowych granatowych spodniach i białej koszulce.
- To pytanie retoryczne? - uśmiechnęłam się trochę drętwo. Trzeba wziąć pod uwagę fakt że moje dotychczasowe ubrania były mokre więc siedziałam w samym ręczniku kiedy on był ubrany. Nie dość że rano przywitałam go w bieliźnie to jak no ironie losu teraz wcale nie jestem lepiej odziana.
- Chcesz jakieś ubranie? - zapytał - mam w szafce trochę za małą koszulkę, na tobie będzie wyglądać jak sukienka.
Pokiwałam potwierdzająco głową. Wolałam koszulkę niż mokry ręcznik.
Mike miał rację, rzeczywiście wyglądałam w jego koszulce jak w przykrótkiej sukieneczce. Dostałam wiadomość od wujka Stefana, że muszę poczekać na niego bo jeszcze jest w pracy a nie może się zwolnić do godziny 17.30. Spojrzałam na zegar w telefonie: 14.13.
- Wydaje mi się, że jesteś skazany na moją obecność przez przynajmniej jeszcze 2 godziny.
Mike spojrzał na mnie przymrużając jedno oko.
- Skazany? To czysta przyjemność być z tobą. - stwierdził a na jego policzku pojawiły się dwa rumieńce.
Dziwnie się czułam słysząc te słowa. Szczególnie że to właśnie Mike był pierwszą osobą z jaką miałam nie przyjemność się pokłócić.
Uznałam jednak, że skoro się lubimy nie powinnam patrzeć wstecz. Zrobiło mi się całkiem miło gdy to powiedział, niezręcznie ale wyjątkowo miło.
Kosmyk jasnych włosów spadł mi na czoło więc postanowiłam odgarnąć go ręką za ucho. To był błąd.
Mike posmutniał i usiadł tuż obok mnie. Nie wiedziałam o co chodzi dopóki się nie odezwał.
- Tniesz się. - no tak... Całe życie chodziłam zakrywając ręce, lecz dzisiaj o tym nie pomyślałam.
- Dlaczego Ali? Przecież masz wszystko, wujka, pieniądze, chodzisz do jednej z najlepszych szkół. Jesteś taka śliczna, większość dziewczyn nie dorasta ci do pięt. Masz ciekawą osobowość i patrzysz na świat z innej perspektywy.
- To tylko pozory. - przerwałam mu. - To nie prawda że mam wszystko. Rodzice się rozwiedli, ojczym nie chce mieć ze mną nic do czynienia, chłopak którego kochałam tylko bawił się moimi uczuciami, piłam, ćpałam a ty mówisz, że wszystko jest okey? Nic nie jest okey! Nic! Wszystko co robiłam i robię kończy się katastrofą, nie umiem nawet udawać innej siebie, takiej normalnej przeciętnej dziewczyny. Przykro mi, że musiałeś mnie poznać.

Mike uniósł głowę ale nic nie powiedział. Przysunął się tylko bliżej i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej głaszcząc mnie po lekko wilgotnych włosach. Nie protestowałam, wtuliłam się w jego klatkę piersiową nie mogąc opanować rozlewu łez.
- Cicho, już dobrze. - powtarzał mi do ucha dopóki się nie uspokoiłam. Teraz dopiero odsunął się i podciągnął koszulkę na wysokość barków.
- Ja też to kiedyś robiłem - wskazał na blizny na jego lewej łopatce.
Odruchowo przeciągnęłam po nich palcem. Miał ciepłe, umięśnione plecy. Był taki piękny, jak mógł robić sobie krzywdę. Ten chłopak który był opanowany kiedy ja prawie odeszłam.
 - Skończyłem z tym trzy miesiące temu gdy trafiłaś do mojej klasy. Byłem ciekaw kim jesteś i dlaczego już pierwszego dnia zapadłaś mi w pamięć. Wtedy gdy stałaś w kolejce po mrożony jogurt. Postawiłaś mi się, zrobiłaś na mnie wrażenie.

Długo jeszcze rozmawialiśmy na tematy związane z rodzicami, dawnymi związkami i tragediami. Pierwszy raz natrafiłam na osobę która mnie rozumie. Może Mike nie był uważany za chlubę w szkole ale w moich oczach był wart więcej niż stu Nicków.

wtorek, 3 lutego 2015

XVII

Niedługo później siedziałam w swoim pokoju jak co wieczór. Ta pora dnia jest chyba najgorsza ze wszystkich. Wieczorem popada się w melancholię, smutek, załamanie. Nie wiem dlaczego siedziałam z podkulonymi nogami na łóżku licząc lecące mi po policzkach łezki. To nie był płacz. Tylko takie podsumowanie emocji z całego dnia. W sumie to z całego tygodnia a może nawet dwóch.
Dużym plusem był fakt nadchodzącego weekendu. Tak, tak to już jutro, sobota. Dzień upragniony od dawien dawna.

Obudziłam się wcześnie. Lubiłam tak wstawać bo miałam czas na ogarnięcie się i nie marnowałam ani jednej minutki wolnego. Stefan jeszcze głośno chrapał więc na palcach weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
Chodziłam w bieliźnie po pokoju gdy usłyszałam trzask w okno balkonowe. Podskoczyłam wystraszona i nie parząc jak wyglądam odsunęłam zasłonę. Ku mojemu zdziwieniu na dworze stał Mike.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i wyszłam na taras.
- Co ty tu robisz? - spytałam z góry.
- Chciałem zapytać czy masz jakieś plany na dziś.
- Nie mam. - nie zastanowiłam się nad odpowiedzią co mnie nico zdziwiło.
- W takim razie zabiorę cię gdzieś. - uśmiechnął się delikatnie, ledwo co zauważyłam uniesiony kącik jego wargi. - A, tylko byłoby super gdybyś się ubrała. - odparł i ukazał zęby.
Gwałtownie spojrzałam na siebie.
MATKO BOSKA! Byłam w samej bieliźnie! Wyszłam i rozmawiałam z nim w koronkowych, czarnych majtkach!
Schowałam się do środka nie mogąc uwierzyć że pokazałam się w takim stroju.
W lustrze odbijała się moja purpurowa twarz. Kiedy ochłonęłam, doprowadziłam się do porządku i zeszłam do jadalni.
Postanowiłam zostawić wujkowi kartkę że wyszłam ze znajomymi żeby nie potrzebnie się o mnie martwił.
Po raz ostatni zerknęłam w lustro w przed pokoju upewniając się, że moje włosy nadal się idealnie ułożone.
- Już jestem - przywitałam go próbując nie okazywać zakłopotania związanego z moim porannym wystąpieniem.
- Wspaniale, idziemy. - stwierdził i ruszył betonową uliczką.
- Emm a mogę spytać gdzie my tak właściwie się wybieramy? - nachodziły mnie wątpliwości co do mojej pośpiesznej zgody wyjścia.
- Niestety, to niespodzianka. - ponownie się uśmiechnął - ale obiecuję ci, że ci się spodoba.
Spacerowaliśmy jeszcze przez około pół godziny aż w końcu Mike się zatrzymał.
- Tutaj musisz zamknąć oczy.
- Nie ma mowy. - protestowałam. Kiedyś jak miałam siedem lat koleżanka w szkole zawiązała mi oczy a ja próbując ją złapać walnęłam głową o ścianę.
Chyba moje słowa nie były dość przekonujące bo zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze miałam już opaskę na oczach.
Jego ciepła dłoń chwyciła za moją. W tym momencie aż serce szybciej mi zabiło. Modliłam się, żeby nigdy jej nie puścił.
Prowadził mnie jeszcze kilka kroków do przodu i obrócił w lewo, odsłaniając powoli mi oczy.
Staliśmy na górze. Do okoła rosły piękne liściaste i iglaste drzewa, szare skałki obsuwały się pod nogami dzieci. Kiedy spojrzałam w dół zobaczyłam zachwycający wodospad. Nie był duży ale i tak zrobił na mnie wrażenie.
Mike poprowadził mnie boczną dróżką do samego brzegu wody. Zejście było strome ale było warto po nim zejść alby zobaczyć wodospad z tej perspektywy.
- Cudowny - powiedziałam spoglądając na zatoczkę otoczoną kamieniami do której wpadała woda.
- Podoba ci się? To miejsce pokazał mi kiedyś dziadek, od tamtej pory przychodzę tutaj prawie codziennie.
- I co robisz?
- Siedzę, spoglądam na skały i rośliny. To dobre miejsce żeby się wyciszyć. - spojrzał na mnie głęboko brązowymi oczami.
Przycupnęliśmy na dużym kamieniu i nic nie mówiąc po prostu byliśmy. Tu było tak ślicznie, nawet powietrze zdawało się mieć inny zapach, bardziej intensywny, jakby opisywał wszystkie przeżycia lasu.
- A teraz proszę pani proszę zdjąć powierzchowne ubrania. - patrzyłam na niego aż dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Nie przestraszył mnie, bardziej zdziwił.
- A wyglądam na zainteresowaną? - spytałam sarkastycznie. - nie. Wymownie usta na chwilę się pojawiły ale niedługo później już ich nie było.
- Głupia chyba nie będziesz pływać w płaszczu?
- Pływać? Chyba oszalałeś. Ty widzisz jaka jest pogoda?
- Jak chcesz to idź do tej lodowatej wody. Ja nie zamierzam.
Jego metody mówienia mi że będzie fajnie nie poskutkowały. Postanowiliśmy więc wrócić do domu i napić się czegoś ciepłego, znowu czekało nas niewygodne wejście na górę.
Mike poszedł pierwszy a ja tuż za nim. Nie mogłam jednak złapać się żadnej gałęzi i zaczęłam osuwać się z piachem i kamieniami. Chłopak chciał mi pomóc a przynajmniej tak to wyglądało gdy podał mi swoją dłoń. Lecz kiedy już stałam na równych nogach i wpatrywałam się w niego jak w najpiękniejszy obraz... TEN DEBIL POPCHNĄŁ MNIE DO WODY!

Spadłam z wysokości czterech metrów do zimnej wody! Wynurzyłam się i ponownie przykryła mnie chłodna bryza gdyż Mike także postanowił wskoczyć.
Wypłynęłam na powierzchnię i nie wiedziałam czy mam go uderzyć. Śmiał się i chwalił swoimi zębami.
- Nienawidzę cię - stwierdziłam próbując zetrzeć tusz z pod oczu.
- Doprawdy....? -  chlapnął mi w twarz.
- Definitywnie! - zrobiłam to samo.
Bawiliśmy się jak dzieci w wodospadzie, pewnego listopadowego popołudnia.